To czego w końcu nauczył mnie Wielki Człowiek?
O podróżach, literaturze, oraz zasadności bezwiednego pisania.
Poniższy tekst jest nawiązaniem do poprzedniego o Wielkim Człowieku, który polecam przeczytać przed dalszą lekturą. Możecie go znaleźć pod tym linkiem.
Berlin Flughafen, 12:18
3:30. Wstajesz, żeby w południe zasiąść z kawą na lotnisku. Setki kilometrów za tobą -dopiero połowa drogi, zaczynają cię boleć stawy i mięśnie. W porządku, absolutnie ci to nie przeszkadza. Trwasz, przebywając kilometry i minione godziny. To czas, który w innych warunkach chcesz nazwać straconym. A jednak – to właśnie tu daje ci on przestrzeń. Wyjmuje z kontekstu. Rozwija istniejąc poza schematem.
Twoje parcie do optymalizacji i pogoń za efektywnością, która ma służyć jako jakiś twój walidator, zderzają się ze swobodą i poczuciem wolności. Ze samostanowieniem się. Odłsaniasz zabierane sobie przestrzenie myśli i lektury, które tak mocno cię rozwijają. Pole widzenia rozszerza się.
Dlatego z uśmiechem patrzysz przez okno pociągu i oglądasz niemiecką wieś. Dlatego wsłuchujesz się w otoczenie, a nie słuchawki. Odkrywasz nowy widok, nowy świat i dźwięki. Pozwalasz mózgowi wędrować. Wiele rzeczy ucieka lub rwie się w pewnej części. Właśnie to ci pozwala odciążyć się.
Masz świadomość płynących strumieni, lecz bez dokładnego rejestru. Równoległych procesów: świadomych i tych mniej. Nie jest to jednak po prostu strumień. Myśli owe nawet czasem pchają cię do decyzji i zmiany stanów emocjonalnych. Zdają się więc ważne. Pewnie część z nich - te bardziej wpływowe - powinno się rejestrować proaktywnie, hołdować mitowi świadomych wyborów. Lecz nie teraz. Obecnie przeglądasz i odkrywasz refleksyjnie, sięgając pamięcią i tworząc własną narrację oraz ciągi logiczne.
Wiesz, że dużo właśnie się rozważało, mnóstwo przeżywało. Jednak co to było? Nie wiesz.
Może (zawsze te może!) dlatego właśnie siedzisz i myślisz z papierem i długopisem. Daje to przestrzeń do rejestru, dowód procesów dziejących się tam, w środku. Ubiera w słowa rzeczy i przeżycia nienazwane. Taka chyba po części rola sztuki, czyż nie?
Dlatego dalej ślesz pochwałę podróży i każdej tożsamej jej czynności, która niesie nas poza kontekts. To nie jest angielskie 'commute' - dojeżdżanie. O nie. Idziemy w świat oraz przez światy. Pozwalamy sobie na eksplorację, nie omijanie tychże.
Pisanie w podróży to rejestr przeżyć i świadectw przemian zachodzących w nas. To możliwość odbicia się od tego, co nazwane. Bo to, co nazywamy, staje się nam bliższe - na dobre i złe.
Wobec nazwanego bytu możemy podjąć sensowniejsze akcje. W przeciwieństwie do efemerycznych odczuć i miotania się między głową, światem zewnętrznym, a sercem.
To może wrócimy więc do opowieści o tym, co powiedział ci Wielki Człowiek?
Bo dokąd chcesz dotrzeć z tą historią? W sumie wiesz.
Którędy przeprowadzić czytelnika? Jeszcze się zastanawiasz.
Pierwotny zryw literacki, w stronę wartkiej przypowieści wytraca swą energię pomiędzy dialogami z Wielkim Człowiekiem - zarówno tymi historycznymi w literze opowieści, jak i w rezonowaniu z samym aparatem pojęciowym. Bo rozmawiasz z nim na porządku dziennym.
Twój własny Pan Cogito.
Pragniesz dostarczyć puentę, mimo, że już sam koncept, wraz z wewnętrznym dyskursem, przerosły przestrzeń tych liter. Bo gdzie zawiodły nas rozważania o Wielkim Człowieku? Urwaliśmy narrację dążącą do zakończenia, tonąc w dywagacjach. Rozwijając się w wątkach, gubimy oś historii, rdzeń na którym mieliśmy budować.
Czy Wielki Człowiek pozwoliłby na utratę celu z oczu?
A chcieliśmy jedynie poznać źródło wstrząsu oraz uformowania siebie w przyszłości. Powód godzenia się z tak wieloma bodźcami zachęcającymi do reakcji. Oraz dlaczego czasem pojawia się w tobie ten dziwaczny ktoś. Ten człowieczek pchający ku poczuciu niewystarczalności.
Wracasz więc do tego dnia.
Gdy siedzisz w salonie z Wielkim Człowiekiem, stale obserwujesz otoczenie. Korzystasz aktywnie ze swego daru (i przypadłości) wszechaktywnej percepcji przestrzennej. Widzisz wszędzie rzędy ksiąg, czasopism, czy też map i rękopisów. Podróżujesz przez korytarze i pomieszczenia Jego domu, podziwiając ile tu literatury. Istna nowa Biblioteka Aleksandryjska.
Każda ściana i wolna przestrzeń pokryta jest półkami z książkami. Na szafkach leżą książki. Tak samo, jak na stolikach, parapetach, w reklamówkach, torbach i pudłach. Zdawały się obejmować przestrzeń i dyktować sobą zbudowaną tu atmosferę. Z tytułami począwszy od antyku, przez traktaty, komiksy i klasyki, aż po futurystyczne wizje fantazji autorów ostatnich stu lat. W skrócie - było tu wszystko. Gdzie wzrokiem nie sięgnąć, kolejny grzbiet łapał uwagę i zachęcał do sięgnięcia.
Pobudzało to wyobraźnię. Chcesz zanurzyć się między celulozowe stronice, wodzić wzrokiem i palcami po nich, chłonąc wiedzę. Chłonąć pierwiastki, które z pewnością przełożyły się na obecną formę Wielkiego Człowieka. Jak tylko poznasz to wszystko, co On, i będziesz mieć do tego komfortową przestrzeń, by przemyśleć wszystko co tu jest zawarte, z pewnością będziesz już o krok bliżej do wielkości. Rozgorączkowane ego nie potrafi usiedzieć w miejscu.
Zaczynasz więc pytać gorączkowo, półświadomie rejestrując przesuwające się po jego twarzy smugi słońca i ekspresji. Chcesz wiedzieć, jak udało mu się zebrać tak wielkie zasoby i przetrawić tak różnorodną tematykę. Czy ma opinię na każdy temat tu zawarty? Czy wiedział, które fragmenty z tych wszystkich są najważniejsze?
Pytasz więc go, czy każda książka tu zebrana została już przez niego przeczytana. Zakładając oczywiście, że tak własnie jest.
Ten, lecz, rzekł "bynajmniej".
"W domu tym praktycznie nie ma książek, które przeczytałem. Staram się otaczać treściami jeszcze przeze mnie niepoznanymi. Resztę chowam z widoku. Pozwala mi to zachować pokorę wobec swojego poziomu wiedzy. Gdzie nie spojrzę, uświadamiam sobie, jak mało wiem i jak dużo jest przede mną.
Jednocześnie, zachowuję głód wiedzy, motywację do dalszego życia i odkrywania wspaniałości zarówno naszego świata, jak i umysłu ludzkiego. Mając tyle niesamowitości przed sobą, jak mogę poddać się lenistwu, chorobie, czy starości? Dzięki tym wszystkim książkom wokół chce mi się żyć! Czuję wszechpotężną potrzebę dbania o swoje zdrowie, bym mógł dalej karmić swój umysł."
Och.
I jak wybitnie i celnie uderza cię ta wypowiedź! Jak wielce poruszyła w głębi serca. Nadała nowy kierunek, rozbudzając i do wzrostu zachęcając pewną na wpół uśpioną cząsteczkę osobowości w tobie. Jednocześnie, przyniosła również wyzwania budzące lęki i stres - pochodne twojego braku dojrzałości w owym czasie, by w pełni zintegrować lekcję zeń płynącą.
Od tamtej pory jesteś innym człowiekiem. Pchanym mniej pychą, a bardziej głodem. Łaknieniem, którego założeniem jest dobroć - lecz które potrafi cię przytłoczyć. Paradoks wyboru i dostępności. Od czego zacząć, kiedy już wystarczy?
Tego już Wielki Człowiek ci nie powiedział. Pozostawił to tobie do wypracowania. Twoja praca domowa.
Wędrujesz więc teraz wzrokiem i myślami po swoich stertach książek i treściach do poznania. Ekscytujesz się wizją poznania kolejnych historii, czy też pojęć - czerpania z przeżyć innych. Czujesz też panikę i blokadę decyzyjną. Przesz do przodu, sięgając spojrzeniem wzdłuż rzędów nęcących twój umysł literami.
Dużo tego.
Dlaczego nie pozwoliłeś mi utonąć i popłynąć z nurtem?
Nie wiesz, po co teraz sięgnąć. Gubisz się w kolejności, w jakiej konsumpcja powinna przebiegać. Szczerze pragniesz objąć to wszystko, mimo, że przez palce przecieka.
Wielki Człowiek nadał kierunek temu, w którą stronę zaczynasz podążać. Jednak to już od ciebie zależy, w jaki sposób nadasz sens przeżywanemu światu, jaki wypracujesz model pracy z rzeczywistością.
Właśnie dlatego piszesz.
Lotnisko, 10:45
Drzemka, pobudka. Dwie poranne kawy pobudziwszy jelita, rozeszły się już po kościach. Pozostał spokojny marazm i usypiający szum podróży. Rzucanie ciałem po różnych zakamarkach Ziemi. Wysyłanie ducha przez galaktyki.
Wraz ze spakowaniem plecaka po raz pierwszy (a może wcześniej?), udało ci się wyruszyć na przygodę niekoniecznie opisaniu podlegającą. Zarówno forma fizyczna, jak i sama świadomość uległy pływom toku nieokreślonych i nienazwanych treści gdzieś pomiędzy. Uległy temu, czego nie jesteśmy w stanie stworzyć w obszarze tych kartek. Wiesz, że istnieją - lecz są niepoliczalne, wszechobecnie wypełniające.
Dlatego właśnie, wraca ku tobie ta koncepcja bycia widzem teatru świadomości. Siedzisz w fotelu, daleko, na widowni tyłu czaszki za oczami. Tylko, że oglądany spektakl nie zawsze jest w pełni zrozumiały. Do tego, jak na złość, nigdzie nie widzisz ulotki, czy kogoś, kto wytłumaczyłby zamysł oglądanej sztuki.
Jednocześnie, urok hiperaktywnego mózgu przyciąga twoje serce. Jest atrakcyjny, jest uzależniający. Im dalej, głębiej i mocniej zanurzasz swe członki w strumieniu myśli niekoniecznie rejestrowanych, tym bardziej zewnątrz twoje wchodzi w rezonans ze środkiem. Ręce pochwytują fizyczne treści i twory, konsumując informację z dotyku - faktur, temperatur, czy składów. Im więcej dotykasz, tym wiecej rejestrujesz. Z czasem i wibracje przedmiotów, czy też ich historię zmian. Wodzisz palcem i sprawdzasz jak pulsująca tętnica, przyłożona do materii, rozmawia przez ciebie ze światem.
Wtedy to właśnie, świadome czyny emergentne z pierwotnej zupy nieświadomości, stają się bezwiedne. Wypalasz w zachowaniu swym praktyki uprzednio nakierowane na bycie aktywnymi - a obecnie wracające do strumienia instynktowności. Z tą różnicą, że teraz już są nazwane i określone w tym całym nurcie.
A gdy nazwiesz, uświadomisz, oraz zinternalizujesz, to głód się nasila. Poszerzasz Nazwane o kolejne zakresy spektrum. Bo jak fakturę, czy strukturę, odczuwa oko? Czy napięcie opuszka może stanowiśc podstawę doświadczenia?
W międzyczasie twoje dłonie nadal łowią w nieprzejrzystej toni. Co jeszcze nazwiesz? Jaką świeżą myśl obejmiesz, ukształtujesz i odłożysz na półkę odkrytych bytów?
Głód nie przestaje istnieć, gdy na chwilę go zaspokoisz. To już nieskończenie wryta w cykl życia siła przyrody. Na ile jesteś w stanie poskromić naturę?
Dlatego właśnie nie zawsze jesteś ze swoją obecnością na miejscu. Pływasz w pierwotnej zupie konceptów. Czy też, będąc na widowni, pozwalasz aktorowi się wykazać. Bo akurat jego akt jest ciekawy. Obejmujący zmienne wiadome, znane niewiadome, oraz nieznane niewiadome. Uwzględnia w swojej grze półkę z nazwami, proces łowienia, jak i ekosystem nieusystematyzowany pod taflą. Autopilot-samograj. Schizofrenia. Brak samokontroli. Wolność wyższego rzędu. Cierpienie jednostki - przedmiotu społeczeństwa.
Dlatego właśnie, pisanie jest dla ciebie procesem rozdzierania i układania. Refleksji. Unaocznienia strumienia, w którym trzymasz zanurzone członki.
Jedno jest pewne.
Piszesz, żeby myśleć. Myślisz procesem twórczym. Stwarzasz się wobec pisma.