Noc. Ciepło. Biegniesz. Kluczysz po uliczkach osiedla domów, w których murach najwyżej gościem w myślach będziesz. Skupiasz się na stopach, kostkach i kolanach. Byle równo, byle prosto, byle w rytm oddechu. Przesz przed siebie. Oba kąty oka rejestrują blaski i łuny cudzego życia gdzieś za przęsłami i murami ogrodzeń.
Mijasz je, uciekając od ciepłych poświat i mitu przyjaznego ogniska wszechobecnej wspólnoty. Po krawędzi plastra miodu komórek społecznych, depersonalizujesz się, kontynuując pęd bez uznania przynależności bytu.
Dziś nie jesteś wewnątrz. Dziś nie obserwujesz z dystansu.
Stawiasz stopy, regularnie czując kolejne to punktu nacisku gruntu. Równasz rytm i oddech. Płyniesz. Celebrujesz lot pomiędzy zbiorem światów i życiorysów. Robi się bardzo ciasno i bardzo ciemno. Horyzont zawęża się do samego konceptu i aktu pędu. Już nie wiesz którędy i jak. Nie znasz już otoczenia, swoich stóp i płynnych wdechów. Znasz wyłącznie jedną rzeczywistość, którą obejmujesz jedną myślą i uczuciem.
Biegniesz wobec niczego i nikogo, wewnątrz małego świata, którego prawie nie ma, w którym nikogo nie ma.
Prowadzisz rozmowę między samotnością, a osamotnieniem.
Od autora:
W języku angielskim owe rozróżnienie jest lepiej zaznaczone - poprzez “loneliness” oraz “solitude”.
Te pierwsze oznacza osamotnienie w wyniku braku ludzi wokoło - słowo posiadające negatywne konotacje znaczeniowe. Przeciwstawnym słowem jest właśnie “solitude”, którego bycie osamotnionym jest bliższe uczuciu pozytywnemu - celebracji i spokoju idącemu z braku ludzkich istot wokoło. To czas, gdy przebywamy sam na sam ze sobą - daje nam to wytchnienie i regenerację. Loneliness mówi o sytuacji, gdy potrzebujemy drugiej osoby (której nie ma).
Oba koncepty się oczywiście przeplatają - pobudzając dyskusję o rozumieniu samotności.